Dziś zaliczyliśmy jednodniową wycieczkę do Szczyrku w celu zdobycia następnego szczytu. Zgodnie z życzeniem dzieci do połowy góry wyjechaliśmy kolejką ale resztę szczytu zdobywaliśmy już na nogach. Było miło i wesoło, a pogoda wręcz nas rozpieszczała. Taki miły akcent na zakończenie wakacji.
To 10 dni mojego urlopu spędzonego aktywnie pomiędzy rzędami porzeczek, a kuchnią gdzie robiłam soki i inne przetwory. Niby nic ciekawego ale na przekór dopadającej mnie monotonii robiłam zdjęcia kiedy tylko się dało. Inni mają góry, Chorwację, koncerty, łódki, a ja miałam swoje morze... morze porzeczek:)
cosik mi ostrość padła po wrzuceniu na bloga ale proszę sobie imaginować, ze w rzeczywistości ona tu jest:)
Jak to jest jechać w 4 baby na wycieczkę kupioną na grouponie, wszędzie węszyć grouponowy podstęp, że nocleg będzie pod chmurką, że obiecane śniadania będą tylko sucharem z wodą, że metro które niby miało być zaraz za hotelem będzie 101km piechotą, ze to i tamto...no jak to jest? ...zajebiście jest :)
ulubiona stacja metra Olfy, podobno takie kafeleczki będzie miała w łazience. Powodzenia:)
zapomniałam dodać. Taki ot breloczek do kluczy... razu pewnego jedna z moich koleżanek, która go zgubiła zapytała mnie czy przypadkiem go nie połknęłam :)heh, no fakt - w sumie mogłam nie zauważyć... ;) ..a jeszcze billa :)