To 10 dni mojego urlopu spędzonego aktywnie pomiędzy rzędami porzeczek, a kuchnią gdzie robiłam soki i inne przetwory. Niby nic ciekawego ale na przekór dopadającej mnie monotonii robiłam zdjęcia kiedy tylko się dało. Inni mają góry, Chorwację, koncerty, łódki, a ja miałam swoje morze... morze porzeczek:)
cosik mi ostrość padła po wrzuceniu na bloga ale proszę sobie imaginować, ze w rzeczywistości ona tu jest:)